Zapomniany miętus…

Ta tajemnicza ryba i jej połów ma swoich wiernych i oddanych zwolenników, choć większość wędkarzy nie miała z nią zbyt częstego kontaktu, by nie napisać żadnego. Przyczyną tego jest najlepszy okres żerowania, który przypada na końcówkę roku i wczesną wiosnę, najlepiej od zmierzchu do świtu i to wtedy, gdy aura nie rozpieszcza a woda mocno się schłodzi. Warunki te nie zachęcają zbytnio do udania się nad wodę, ale jeśli ktoś chce spróbować jest to ostatnia szansa na zaplanowanie wyprawy w tym roku, ponieważ barierą będzie wprowadzony okres ochronny, który obowiązuje od 1 grudnia do końca lutego.

Wyprawa na miętusy ma swój niepowtarzalny klimat i choćby tylko dlatego warto się choć raz wybrać. Na Mazowszu występuje w większości naszych dużych i średnich rzek, chociaż liczebność tego gatunku jest obecnie daleka od tego co było. Nie wymaga też specjalistycznego sprzętu, wystarczy zwykła gruntówka pozwalająca wykonać rzut zestawem o masie do około 120 gram w zależności od warunków i uciągu wody. Miętus nie jest też zbyt wybredny, więc na przynętę można użyć rosówki, czerwonych robaków, fileta z ryby, czy wątróbki, jak widać typowo mięsnej. Miejscami gdzie warto zarzucić zestaw będą okolice miejsc obfitujących w zaczepy, takie jak umocnienia z kamieni i faszyny, zwalone drzewa z plątaniną korzeni, głębsze burty z jamami czy okolice filarów mostów (czyli kryjówki tych ryb).

Czasu zostało niewiele, więc zachęcam do spróbowania, tak kształtuje się silny wędkarski charakter łowcy. Pomimo tego, że miętus smak mięsa ma wyborny, namawiam do ich wypuszczania, ponieważ ich liczebność spadła w dość istotnym stopniu i kto wie czy za kilka lat nie pozostanie po miętusie tylko wspomnienie.

Pozdrawiam i życzę samych sukcesów.

Grzegorz Lenartowicz.

Dodaj komentarz